Misja w Emaus - Tydzień Misyjny 2018

W ramach Tygodnia Misyjnego dzielimy się słowami naszych sióstr misjonarek. Pierwszą z nich jest s. Maksymiliana, która w kilku refleksyjnych zdaniach, przybliżyła swoją posługę w Ziemi Świętej.
Assalamu Alejkom, czyli pokój z Wami.
Tak pozdrawiają się ludzie na Bliskim Wschodzie. Izrael to małe państwo. To tam w Izraelu czyli w Ziemi Świętej ponad 2 tysiące lat temu, w niewielkim mieście Betlejem, rozległ się płacz dziecka. Krótko po tym, na betlejemskim przedziwnie rozświetlonym niebie, dały się słyszeć radosne śpiewy Aniołów. Nie było grzmotów ani błysków. Aniołowie wielbili Najwyższego, ponieważ położone w ubogim żłobie Dzieciątko płakało. Płakało – to znaczy żyło! Nawet królewskie miasto Jerozolima nie dostrzegło łuny nad Betlejem. Nie dostrzegł król Herod, który niedaleko miejsca Narodzenia miał swój pałac. Łunę nad Betlejem zobaczyli prości pasterze, którzy trzymali straż nocną nad swoim stadem. To maleńkie Dziecię tak mocno wstrząsnęło losami świata, że od czasu jego narodzin zaczęto liczyć lata naszej ery. Od tamtej nocy minęły wieki i tysiąclecia.
To właśnie w tym kraju – ojczyźnie Jezusa, było mi dane przez wiele lat pracować, aby służyć chorym i potrzebującym. Miejscem mojej posługi było Emaus. Prowadzimy tam dom dla najbardziej biednych arabskich kobiet. Emaus to wioska licząca 2 tysiące mieszkańców. Mieszka tam tylko jedna rodzina katolicka, pozostali to muzułmanie. Codziennie z meczetów słychać nawoływania muezina do modlitwy. Każdy wyznawca islamu ma obowiązek modlić się 5 razy dziennie. Modlitwa rozpoczyna się słowami: Allach Akbar – czyli Bóg jest Wielki. W naszym domu znajdują opiekę chrześcijanki jak i muzułmanki w rożnym wieku. Są to kobiety niepełnosprawne fizycznie i umysłowo, kobiety porzucone przez swoich mężów, samotne i staruszki. W momencie, kiedy ludzi dotyka cierpienie, nastaje całkowita tolerancja religijna. Nie ma wtedy znaczenia, kim jestem i jaką wyznaję religię. Każdy chory człowiek potrzebuje pomocy, miłości i akceptacji. To może wydawać się nie zbyt dużo, by dzielić codzienny chleb z niepełnosprawnymi, samotnymi, opuszczonymi, by spełniać ich codzienne potrzeby, słuchać, rozmawiać, próbować zrozumieć ich cierpienia, problemy, by być obecną przy umierającej osobie, zapalić świecę, otrzeć pot z czoła. To tak niewiele, a może aż tak wiele...
Jedna z muzułmańskich kobiet, która trafiła do naszego domu powiedziała: „mój mąż nigdy mi nie pomógł, nie miał dobrego słowa, nie podał ręki. Tu jest inaczej. Wiem że jestem kochana i akceptowana.” W krajach misyjnych, jest wielu ludzi: dorosłych i dzieci, którzy wciąż potrzebują naszej pomocy. Nie wszyscy możemy pracować w krajach misyjnych ale zawsze możemy ich wspierać naszą modlitwą i pomocą finansową. Niech dewizą naszego życia będą słowa św. Matki Teresy z Kalkuty: „Bóg potrzebuje naszych rąk by ludziom służyły, naszych nóg by ich odwiedzały, naszych ust by życzliwie mówiły.”
Z darem modlitwy i wdzięczności
s. Maksymiliana SDS
*****
Siostra Maksymiliana Gołąbek, salwatorianka, pielęgniarka i wieloletnia misjonarka posługująca w Ziemi Świętej. Obecnie pracuje w Polsce w punkcie medycznym na Jasnej Górze. Decyzją przełożonych od września b.r. została mianowana referentką misyjną Polskiej Prowincji Sióstr Salwatorianek.