POZNAĆ, POKOCHAĆ, NAŚLADOWAĆ
ŚWIADECTWO...POZNAĆ, POKOCHAĆ, NAŚLADOWAĆ
Jestem „prawie” siostrą zakonną, aktualnie nowicjuszką. Lecz droga życia do dzisiejszego dnia nie była łatwa, ale i nie była trudna. Bóg prowadził mnie od początku mojego istnienia. Pragnę podzielić się z Tobą moją historią życia, tym jak poznałam, pokochałam i jak starałam się naśladować Pana Jezusa.
Wychowałam się w religijnej, katolickiej rodzinie. Oprócz moich rodziców, szóstki rodzeństwa mieszkała z nami także babcia. Kiedy już dostatecznie grzecznie się zachowywałam, to zaczęłam chodzić do kościoła na niedzielne msze święte i na nabożeństwa. Miałam wtedy 5-6 lat. Później zaczęła się religia w szkole podstawowej. Gdy chodziłam do szkoły znałam już wszystkie podstawowe modlitwy. W domu uczyła mnie ich babcia, wieczorem, razem z rodzeństwem, klękaliśmy do modlitwy.
W trzeciej klasie szkoły podstawowej, na pytanie pani nauczycielki: kim chcesz zostać?, odpowiedziałam: zakonnicą. Chociaż tak naprawdę to ja w wieku 10 lat nie widziałam żadnej siostry zakonnej, chyba że na obrazku w książce. To pytanie pojawiło się także w I klasie gimnazjum. Wtedy podałam więcej przykładów: nauczycielka (j. polski, w-f, religia), ale to pierwsze także pozostało: siostra zakonna.
Jak wyglądało moje życie religijne w tym czasie? Uczestniczyłam w mszach św. niedzielnych, w nabożeństwach. Pierwsze soboty i comiesięczna spowiedź. W trzeciej klasie gimnazjum przyjęłam sakrament bierzmowania. Nie zmienił on wtedy wiele w moim życiu. Brakowało mi mojej własnej modlitwy, chociaż świadomość przyjęcia daru była obecna. Podsumowując pierwszy etap mojego życia mogę napisać, że poznałam Jezusa.
Przyszedł czas liceum. Wyjechałam na sylwestra z duszpasterstwem akademickim. I od tego momentu moja świadomość religijna zaczęła powoli wzrastać. Zaczęłam jeździć na rekolekcje, dni skupienia, wyjazdy religijne. Kilka razy w tygodniu starałam się być na mszy św. Przyszedł czas matury. Napisałam i poszłam na teologię. W tym czasie chciałam już wybrać co dalej, jakie powołanie realizować w życiu, ale ciągle byłam niezdecydowana. Chociaż czułam, że Bóg prowadzi mnie do zakonu, to ciągle mówiłam Mu: jeszcze nie teraz, chcę iść na studia. Dlaczego teologia? Ponieważ pragnienie bycia nauczycielką trwało nadal. Pokochałam Jezusa, ale jeszcze nie wiedziałam, co z tym się wiąże.
Czas studiów był bardzo intensywny: problemy z kolanem, włączenie się w życie religijne na wsi i w parafii. Kilka razy uczestniczyłam w rekolekcjach u sióstr zakonnych.
Już pod koniec liceum, a intensywniej w czasie studiów, zaczęłam poznawać o. Jordana – założyciela Salwatorianów i Salwatorianek. Związałam się z grupą Salwatorianów Świeckich. Ojciec Jordan ujął mnie swoim Dziennikiem Duchowym. W moim sercu pojawiło się pragnienie naśladowania Jezusa. Chciałam skończyć studia, pracować w szkole i w ten sposób Jego naśladować, będąc osobą świecką. Ale czy człowiek może być sam? Skończyłam studia. W wakacje z dnia na dzień dostałam pracę w szkole. Zaczęłam pracować. Był to wspaniały czas. W lutym 2013 roku pojechałam na kilka dni do pewnej siostry salwatorianki, którą poznałam 9 lat wcześniej. Przez ten czas nie było okazji, aby się spotkać i porozmawiać. Przyglądnęłam się tej małej wspólnocie. Wróciłam do domu, do pracy. A w sercu i na modlitwie ciągle myślałam jak to wszystko ułożyć. W czerwcu powiedziałam mamie, że chcę wstąpić do Sióstr Salwatorianek. Mama całą noc nie spała. Rodzice zgodzili się. Zrezygnowałam z pracy. Pod koniec lipca pojechałam do Goczałkowic, poczułam się jak w domu. I wróciłam we wrześniu, aby rozpocząć formację.
Pan Bóg spełnił wszystkie moje marzenia. Pokazał mi czym jest wspólnota. Pragnę w zgromadzeniu Sióstr Salwatorianek jeszcze bardziej Go poznawać, więcej Go kochać i pełniej naśladować.
«Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost,
gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>,
bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu,
Pan natomiast patrzy na serce». 1 Sm 16, 7
s. Magdalena
(pierwszą profesję złożyła w 2016 roku)