"O. Andrzej nie umarł! On żyje! Jego nowym adresem jest teraz serce Boga"
Tekst homilii Ks. Miltona Zonty SDS, Przełożonego Generalnego Towarzystwa Boskiego Zbawiciela, wygłoszony w czasie Mszy świętej pogrzebowej śp. Ks. Andrzeja Urbańskiego SDS
Serdecznie pozdrawiam Jego Eminencję kardynała Stanisława Dziwisza. Serdecznym pozdrowieniem obejmuję również Jego Ekscelencję biskupa Piotra Gregera… Braterskie pozdrowienie kieruję do ojca prowincjała Józefa Figla, do moich współbraci, salwatorianów, i do wszystkich członków Rodziny Salwatoriańskiej. Ogarniam moim czułym pozdrowieniem was, drodzy bracia i siostry, zgromadzonych w tym sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej. Szczególne pozdrowienie kieruję również do przedstawicieli władzy, którzy zechcieli dołączyć do nas w tej chwili modlitwy… I, oczywiście, kieruję moje najczulsze i pełne miłości pozdrowienie do krewnych i przyjaciół najbliższych o. Andrzejowi Urbańskiemu.
Pragnę jeszcze raz serdecznie podziękować wszystkim za waszą obecność w tym miejscu i tego dnia, kiedy celebrujemy nasze pożegnanie O. Andrzeja Urbańskiego, naszego współbrata i byłego przełożonego generalnego naszego Towarzystwa Apostolskiego. Dzisiaj tak wielu z nas czuje się trochę osieroconymi. Nie możecie sobie wyobrazić, jak wielu chciałoby być tutaj z nami w czasie tej uroczystości. Jednak tak wiele jest osób obecnych duchowo w tym ostatnim pożegnaniu naszego drogiego współbrata w tym właśnie sanktuarium, do którego O. Andrzej Urbański przybywał często, by modlić się do Matki Bożej, Matki Zbawiciela.
Nieraz w chwilach smutku, w cierpieniu choroby i w bólu żałoby szuka się słowa pocieszenia. Wszyscy odczuwamy silną potrzebę, aby był blisko nas ktoś, kto mógłby naprawdę zrozumieć nasz ból i pomóc nam go przezwyciężyć. W takich przypadkach dobrze jest pamiętać o obietnicy Pana Jezusa danej uczniom, że nigdy nie zostawi ich samych. Na mocy tej obietnicy jesteśmy zaproszeni, by znaleźć pocieszenie w Słowie Bożym w każdej sytuacji życiowej, ponieważ sam Jezus jest obecny w Słowie Ewangelii.
W tym sensie dzisiejsze Słowo Boże jest dla nas jak balsam miłości na rany naszego bólu. Słowo Boże jest ręką, która osusza nasze łzy, prowadzi nas i pomaga nam znaleźć pocieszenie w doświadczeniu miłości Ojca do każdego z nas. W tych okolicznościach chciałbym zatrzymać się nad dwoma punktami, które są obecne w Słowie Bożym i w świadectwie życia O. Andrzeja, danego z miłości ku Jezusowi i ku Kościołowi.
Pierwsze orędzie, które chciałbym podkreślić, jest następujące: O. Andrzej nie umarł. On żyje. Jego nowym adresem jest teraz serce Boga, jego miejscem zamieszkania jest wieczność, z której nam towarzyszy i nas błogosławi. Jezus, Boski Zbawiciel - którego O. Andrzej stał się uczniem - powiedział: „…kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki" (J 11, 25). O. Andrzej wierzył w to słowo i dlatego mówię, że on żyje na wieki. Ale jest to akt wiary, którego nie można zrozumieć z zewnątrz. Możemy to zrozumieć tylko wtedy, jeśli będziemy zdolni medytować w głębi naszych serc te słowa Jezusa: „Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki” (J 8, 51). O. Andrzej był człowiekiem Bożym. Znał, wierzył i był świadkiem tego Słowa, dlatego teraz żyje tym życiem bez końca i kontempluje blask oblicza Bożego.
Drugim orędziem jest to, które przekazuje nam Księga Mądrości: „Życie sprawiedliwych jest w rękach Boga” (w. 3, 1). To piękny obraz, który wyjaśnia nam rzeczywistość śmierci, to znaczy: śmierć jest przejściem w ręce Boga. A to nas bardzo pociesza, ponieważ sam Jezus w chwili swojej śmierci modlił się: „Ojcze, w twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46). Kiedy ma miejsce bolesne wydarzenie, żałoba, jak ta, Słowo Boże zaprasza nas do myślenia o tych rękach. Zaprasza nas, byśmy powierzyli się w ręce Boga, ponieważ są one rękami miłosierdzia, rękami Ojca, który nas kocha. Pod koniec naszego życia te ręce nas przyjmą. Umieranie, w rzeczywistości, jest rzuceniem się w te ręce Boga. Pomyślmy o tych rękach, które towarzyszyły O. Andrzejowi w drodze jego życia, o rękach, które go kochały, o rękach, które teraz obejmują go w niebie.
Myślę, że wszyscy tutaj mieliśmy przyjemność poznać O. Andrzeja i nawiązać z nim kontakt w ten czy inny sposób w trakcie jego życia. Wszyscy mielibyśmy coś do powiedzenia o dobroci jego serca i jego miłości do ludzi, o jego życzliwości i radości. Mówiąc w imieniu salwatorianów z całego świata, pragnę stwierdzić, że O. Andrzej Urbański był naprawdę darem Ducha dla naszej Rodziny Salwatoriańskiej. Postawa O. Andrzeja przypominała mi postać naszego Założyciela, O. Franciszka Jordana. O. Andrzej przypominał mi przede wszystkim dwa aspekty, przy których chciałbym się teraz zatrzymać.
Tym, co zawsze mnie uderzało, była jego pasja misyjna. O. Andrzej często opowiadał, że w czasie studiów był zmuszony do odbycia służby wojskowej. To mogło stanowić przeszkodę w jego powołaniu. On natomiast skorzystał z tego okresu, aby nauczyć się języka angielskiego, aby być gotowym do wyjazdu na misje. Po ukończeniu studiów, w bardzo młodym wieku, o. Andrzej opuścił ojczyznę, swoją rodzinę i swoich przyjaciół, aby udać się do najbiedniejszego i najbardziej oddalonego regionu Afryki. Tam nauczył się miejscowego języka i spędził najlepsze lata swojej młodości. Żadna przeszkoda nie była w stanie ograniczyć jego zamiaru odpowiadania na powołanie, aby dać poznać Jezusa Chrystusa, mówić o Bożej miłości do wszystkich, a w szczególny sposób do najbardziej cierpiących i potrzebujących. O. Andrzej nie tylko mówił o misjach, on żył tą rzeczywistością na 360°, włączając wszystkie swoje umiejętności. O. Andrzej nie miał zimnego serca. W swoim sercu niósł ogień misji. Nigdy nie stracił okazji, by pobudzać w sercu każdego salwatorianina zainteresowanie misjami, stawiając nam zawsze to proste prowokujące pytanie: czy nie myślałeś kiedyś o wyjeździe na misje? Dla O. Andrzeja misja zawsze była w centrum jego życia i jego doświadczeń. Pracował niestrudzenie, aby Ewangelię Boskiego Zbawiciela zanieść w każdy zakątek ziemi. Przez to wszystko O. Andrzej przypomniał nam, że życie jest misją. Że misja jest pasją dla Jezusa Chrystusa. A także, że prawdziwym sensem życia na ziemi nie jest nic innego, jak życie w komunii z Jezusem Chrystusem i w miłości dla innych.
Drugim znaczącym aspektem O. Andrzeja była jego zdolności kierownicze. Pełen wigoru i energii pracował przez prawie 20 lat w zarządzie naszego Towarzystwa Apostolskiego. Przez cały ten czas niestrudzenie powtarzał każdemu salwatorianinowi, aby nie pozostawał zamknięty, ale wyruszał w misję. Jednym z aspektów, który zawsze mnie uderzał u O. Andrzeja, jest to, że kiedy spotkał salwatorianina, również kiedy był bardzo, ale to bardzo zajęty, nigdy stracił okazji, aby z nim porozmawiać i zainteresować się tym, czym zajmował się w swoim apostolacie. W stylu naszego Założyciela O. Andrzej wezwał nas, abyśmy wyszli z naszych wygód, aby iść do innych narodów i innych ludów… potrzebujących światła Ewangelii. Nie mam żadnej wątpliwości, gdy stwierdzę, że dla nas, salwatorianów, O. Andrzej był prekursorem przesłania papieża Franciszka, że mamy być Kościołem o drzwiach otwartych, Kościołem misyjnym, który wychodzi na spotkanie najbardziej oddalonych i potrzebujących miłości Boga. O. Andrzej, pełniąc obowiązki przełożonego generalnego, pomógł nam zrozumieć, że misja jest czymś więcej niż priorytetem. Misja jest zasadniczym rdzeniem tożsamości salwatoriańskiej. O. Andrzej myślał o nas, salwatorianach, jako dynamicznej grupie będącej w ruchu, nigdy statycznej, nigdy nie uważającej, że dotarła do celu, ale zawsze ogarniętej pasją dla Jezusa Chrystusa i dla jego orędzia, gotowej dotrzeć na krańce ziemi.
Jest takie zdanie św. Jana Pawła II, które brzmi: „weź swoje życie w swoje ręce i uczyń je arcydziełem”. Myślę, że jest to właśnie testament, który O. Andrzej Urbański uczynił ze swojego życia misjonarza i przełożonego naszego Towarzystwa Apostolskiego. Naszym zadaniem nie może być nic innego, jak tylko patrzeć w przyszłość i dalej podążać tą drogą, którą szedł O. Andrzej. Pragnę, by mocno utkwiło w naszych umysłach to świadectwo życia przeżytego intensywnie, świadectwo piękna powołania chrześcijańskiego i salwatoriańskiego, świadectwo, że misja jest pasją dla Jezusa, naszego Mistrza i Zbawiciela. Dlatego w tej poruszającej chwili nasza modlitwa jest wyrazem niezmiernej wdzięczności za wszystko to, co O. Andrzej nam dał aż do ostatniej chwili. Módlmy się także, aby Pan przyjął go w swoje ręce, ponieważ Bóg nigdy nas nie opuszcza.
Drogi Bracie, O. Andrzeju, teraz, gdy odszedłeś, aby żyć razem z Bogiem, przed twoimi śmiertelnymi szczątkami chciałbym powiedzieć, że tak bardzo nam ciebie brakuje. Dziękuję za twoją radość i za tyle gestów życzliwości wobec wszystkich. Dziękuję za twoje świadectwo poświęcenia życia Boskiemu Zbawicielowi. Dziękuję za zaproszenie nas do życia intensywnego, z pasją i z współczuciem. Dziękuję, że pomogłeś wszystkim nam, salwatorianom, iść naprzód i wychodzić poza granice, by sprawić, aby Jezus Chrystus był znany i miłowany przez wszystkich. Przekaż nasze pozdrowienie naszemu umiłowanemu założycielowi, o. Franciszkowi Jordanowi, świętemu Janowi Pawłowi II, twojemu ojcu Józefowi i tylu naszym bliskim, którzy są w chwale Boga ze wszystkimi Jego aniołami… Towarzyszymy ci naszą modlitwą, głęboko wdzięczni za twoje słowa i twoje działania! Drogi O. Andrzeju, udziel nam swojego błogosławieństwa i spoczywaj w pokoju. Amen!
Milton Zonta SDS
=======================
tekst dzięki uprzejmości Księży Salwatorianóww czasie pogrzebu homilię z języka włoskiego tłumaczyła Danuta Piekarz